wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział drugi

*Perspektywa Kristen*
Opadałam coraz niżej. Jak piórko spadające z lecącego na niebie ptaka.  Byłam pod wodą. Chyba. Wizje wypełniały moją głowę i zabraniały szukać pomocy u innym. Nie mogłam mówić. Nie mogłam słuchać. Było ciemno, lub była to tylko pustka w mojej głowie. Coś wbijało się doszczętnie głęboko w moje ramię, tworząc podłużne blizny. Bolało. Potwory atakowały mnie coraz bardziej. Zabijały ostatnie skrawki mojej duszy. Słyszałam jakiś głos, który szeptał, że to tylko moja psychika, ale ja wiedziałam, że to bzdury. Dźwięki brzmiały jak leśne echo. Delikatne, ciche, a jednocześnie tak szydercze.  Nienawidzę tego świata. Jest  taki pusty i bezlitosny. Zero jakikolwiek kolorowych barw. Tylko biel. A to tak samo jak pustynia. Taki nudny, dołujący obrazem, gdzie burze piaskowe niszczą wszystko co piękne. Wszystko się skończyło. Biała sala, moja różowa piżama w króliczki i jakiś gościu opierający ręce milimetr od mojej twarzy.
-AAAAAAAAAA!
-Kristen spokojnie. Wszystko dobrze. Nic się nie stanie. Jesteś bezpieczna.
-Czy mógłby pan....-wskazałam głowa na jego ręce.
-Ah. Tak. Oczywiście. Już idę.
-Gdzie ten no...yyy...RUDY?
-Możliwe. Zawołałby go pan?
-pewnie. Tylko on jest specyficzną osobą.
-Wiem.- Blondyn wyszedł z sali. Wykorzystując moment nieobecności doktora sięgnęłam do torby, w której miałam strzykawkę. Nie wiedziałam nawet co tam jest. Wystarczy, że nie będę miała tego gówna. Nie chce słyszeć głosów czy wiedzieć co się zdarzy  przyszłości. Jak mogę pomóc innym skoro nawet sobie nie potrafię? Podobno z czasem zobojętnieje. Jestem zdrowa. To dar lub przekleństwo. Zależy jak na to spojrzeć. Taki oryginalny talent, którego nie umiem się pozbyć...W sumie to nie byłam niczym specjalnym. Niczym. Wszyscy oczekują czegoś ode mnie jakbym była przedmiotem, więc może jestem taką zabawką? Sięgnęłam po różowy spray. Hahah. Chcą bym była wariatką?! Będę nią! Nie ma problemu. Zagryzłam wargę i wbiłam igle w rękę. Dzięki temu czułam się lekka. Jak motyl lub liść unoszony przez wiatr. Po chwili wszedł Eddy, który się na mnie gapił jak na fioletowego słonia w złocie w zoo. Zaczęłam się z niego śmiać, a ten parszywy glonojad podszedł do mnie i powiedział:
-No i po co dziecko przefarbowałaś włosy? I to jeszcze na taki brzydki kolor?
-Bo mi tatusiu lizaczka zeżarłeś.
-Ja? Nie przypominam sobie.
-A po drugie dziecko to ty mów do swojej dziewczyny, której pewnie nie masz. Która by zechciała takiego wielkiego, czerwonego buraka cukrowego?
-Czyli uważasz, że jestem słodki? To mi doprawdy pochlebia.
-Niee. Ty wyglądasz jak niedojebany klaun na haju.
-Paniusia pomyliła mnie z sobą.
-No i  chuj ci w dupę.
-No chyba raczej w tobie, bo gejem nie jestem.
-A może ja jestem lesbą.
-A jesteś?
-Może?
-Jest głębokie i szerokie.
-I zaraz cię w nim utopie.- Tak zaczęła się moja wojna z panem Rządzę w tym szpitalu. I na pewno na tym się nie skończy. Jeszcze mnie popamiętasz Edwardzie Cullenie!
*********************************************************************************
No więc wreszcie skończony. Po ponad dwóch miesiącach, ale tymczasowo nie mam jak zbytnio pisać. Postaram się nadrobić w wakacje, choć nie wiem co z tego wyjdzie. Czekam na komy i dedyk dla Selci w naszą siódmą rocznice długowiecznej  przyjaźni;) A no i dla wszystkich czytających i komentujących;) le dla Selly specjalny;) Buziaki, Issie:*




3 komentarze:

  1. Jezu jakie to jest świetne twój najlepszy rozdział EVER ! Według mnie.....ta kłótnia na koniec najbardziej mi się spodobała ! Chyba za dużo czytasz moich blogów, bo tam jest mnóstwo tego........oj FANTASTYCZNY rozdział. Lepszy nie mógłby być ! Dziękuje za dedyk skarbie i najlepszego ! Siódma rocznica.......dożyjemy razem do siedemdziesiątej też co nie ? ;) Czekam na NN.
    Buziaki
    Selinka :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny!
    Pisz szybko następny :)

    Brooklyn

    OdpowiedzUsuń